Wednesday 30 July 2014

Book of the day – Keith Richards "Life"



Kiedy myślę o gwiazdach rocka, jedną z osób, które mam przed oczami jest Keith Richards, członek legendarnego zespołu the Rolling Stones (jednego z moich ulubionych). Wiadomo, muzycy rockowi kojarzą się głównie z imprezami, podrywaniem dziewczyn, alkoholem i narkotykami. Mało kto zauważa, że są oni ludźmi takimi jak my, którzy borykają się z różnymi problemami. Autobiografia „Life” jest właśnie o tym – z jednej strony pokazuje pasjonujące życie żywej legendy rocka, która przeżyła wiele niesamowitych przygód, a z drugiej strony przedstawia zwykłą osobę, która ma olbrzymie problemy rodzinne, stara się ułożyć życie po swojemu, poszukuje nowych wyzwań i miłości. Ta szalona opowieść szalonego człowieka porusza wiele trudnych tematów, ale momentami, jak sam Keith, jest przezabawna. Swobodna narracja bohatera jak i zdjęcia z prywatnej kolekcji tylko dodają książce autentyczności. Polecam zarówno fanom jak i nie- fanom the Rolling Stones!



When I think about rock stars, the first person that comes to my mind is Keith Richards, member of the legendary Rolling Stones (one of my favourite bands). It goes without saying that we all associate rock musicians with parties, girls, alcohol and drugs. Only few of us notice that they are the same people as we are, with the same kinds of problems. This is what autobiography Life is about –on one hand, it shows a passionate life of the living legend of rock’n’roll and his numerous unbelievable adventures and on the other it describes a normal person with big family problems who tries to live in his own way and looks for new challenges and love. This crazy story of the crazy guy deals with many difficult issues, but can also be really funny, as Keith himself. Cool narration and photos from a personal collection only add authenticity to the book. I highly recommend it to both fans and non-fans of the Rolling Stones!  


credits to the owner

Cheers!

Dorota

Sunday 27 July 2014

Èze


Zeszłego lata miałyśmy okazję spędzić kilka miesięcy na południu Francji i zwiedzić najpiękniejsze miejsca regionu, w tym urocze średniowieczne miasteczko Èze. Jest to niewielkie miejsce pełne turystów, ale także restauracji i kawiarni, lokalnych sklepów oferujących wyroby rzemieślnicze i galerii, co w połączeniu z wąskimi uliczkami, budynkami z szarego kamienia i egzotyczną roślinnością tworzy wyjątkową atmosferę. Do tego kolory: żywe odcienie zielonego, niebieskiego, szarego i czerwonego sprawiają, że wszystko staje się jeszcze bardziej idealne do tego stopnia, że nawet nieznośnie wysoka temperatura przestaje być problemem. Èze jest drogim miasteczkiem, ale jest tak niesamowicie śliczne, że jest obowiązkowym punktem wycieczki dla każdego, kto ma okazję znaleźć się w tamtym regionie. Jeśli kiedyś będziecie mieć okazję je zwiedzić, koniecznie musicie to zrobić, a w międzyczasie zapraszamy do obejrzenia zdjęć, na których naszym zdaniem udało się nam uchwycić ducha tego magicznego miejsca.

Last summer we had an opportunity to spend a couple of months in the south of France and see the most beautiful places of the region including a charming medieval village called Èze. It’s quite a small place full of tourists but also restaurants, cafes, local artisan shops and galleries, which, combined with narrow streets, buildings made from grey stone and exotic plants create a special atmosphere. Also, the colours: green, blue, grey and red, all bright and clear make everything even more perfect to the point where the unbearable heat stops being a problem. It’s an expensive place but it’s so, so pretty, that it’s a must-see for everyone. If you have a chance to visit it, definitely do it and, in the meantime, watch these pictures that we took and which, in our opinion, capture the spirit of this magical village.











Xo, Xo Anna

Wednesday 23 July 2014

Orange Warsaw Festival



W tym roku przypadkiem udało mi się pojechać na Orange Warsaw Festival. Miałam zupełnie inne plany, ale grał na nim zespół Limp Bizkit, który mimo wszelkich kontrowersji jest dla mnie niezwykle ważny i dlatego ostatecznie stwierdziłam, że muszę tam być. Opłaciło się, bo dopchałam się do pierwszego rzędu, a Fred stał mi prawie na ręce śpiewając w tłumie. 

This year I accidentally managed to go to Orange Warsaw Festival. My plans were completely different but Limp Bizkit played on it and because of the fact that, despite all the controversies, the band’s extremely important to me, I decided that I had to be there. It was definitely worth it cause I managed to get to the first row and Fred almost stood on my palm while singing in the crowd.


Porównując OWF z innymi festiwalami, na których byłam, mam mieszane uczucia. Bardzo podobała mi się ogromna ilość punktów gastronomicznych oferujących najróżniejsze potrawy (tysiąc rodzajów hamburgerów, naleśniki z karmelem, dania wegetariańskie, meksykańskie, polskie i inne), punktów promujących lokalne sklepy odzieżowe i galerie, a także mnóstwo atrakcji takich jak silent disco. Było tego wszystkiego tak wiele, że tak naprawdę nie idąc na żaden koncert można było się nieźle bawić. Jednakże merchandise i catering to nie wszystko. Festiwal odbywał się na Stadionie Narodowym, co dla mnie jest paranoją, bo zabija istotę festiwali, które z natury swojej powinny odbywać się na otwartym terenie. Z tego powodu atmosfera była nie do końca taka jak być powinna, brakowało namiotów, jakiejś wody, trawy i takiego cudownego poczucia luzu i wolności. Było za to ciasno i betonowo. Ale powiedzmy, że mogę to zaakceptować. Stadion trzeba jakoś utrzymać, więc muszą organizować tam jak najwięcej imprez. To, co było największym problemem to nagłośnienie. Na koncercie Limp Bizkit basy były tak mocne, że skakała mi całą klatka piersiowa (oczywiście stałam metr przed głośnikiem) i momentami nie słyszałam ani wokalu ani perkusji. Jeśli chodzi natomiast o koncerty odbywające się na samym stadionie (na którym z tej okazji postanowiono zamknąć dach), to dźwięk się tak koszmarnie rozchodził, że na trybunach nic praktycznie nie było słychać. Na takich grupach jak 1975 (nie powinnam tego pisać, ale wygrywają dla mnie konkurs na najgorszy zespół świata) mi to nie przeszkadzało, ale już koncertów Outkastu i Milesa Kane’a chciałabym wysłuchać w normalnych warunkach. O problemach z nagłośnieniem słyszy się przy okazji każdej edycji, więc wydaje mi się, ze najwyższa pora, żeby organizatorzy bardziej o to zadbali, gdyż jakby nie było, jest to jeden z najważniejszych elementów organizacji tego typu imprez.

When I compare Orange Warsaw Festival with other events of this kind I’ve been to, I have mixed feelings. I loved the huge number of stands with food offering everything you could think of (from a hundred types of hamburgers, through pancakes with caramel, to vegetarian, Mexican and Polish dishes), stands promoting local clothes’ brands as well as galleries and numerous attractions like the silent disco. There was so much of everything that you really didn’t have to attend any concerts to enjoy yourself. However, merchandise and catering are not enough. The festival took place on a national stadium, which for me is a shitty thing cause it kills the spirit of this kind of events which should, in my opinion, be always organized in an open space. Because of that, the atmosphere wasn’t really the way it should have been, there were no tents, there was no water or grass and you couldn’t sense this amazing feeling of mellowness and freedom. Instead, there were concrete and people all over the place. But okay, let’s say that I can accept all this. The stadium needs money so as many events as possible have to be organized there. The real problem was the sound system. During the Limp Bizkit concert, the bass was so heavy that my chest was literally jumping (I obviously stood in front of the loud speaker) and from time to time I couldn’t even hear vocals or drums. When it comes to concerts which took place on the stadium itself (the organisers decided to close the roof for the occasion), the sound reverberated in such a way that it was impossible to hear anything on tribunes. It didn’t bother me during concerts of bands like 1975 (I probably shouldn’t write it but for me they’re the worst band of the year, terrible, just terrible), but I definitely wanted to listen to Outkast and Miles Kane in normal conditions. You can hear about the problems with the sound system every year so I guess it’s high time the organisers did something with it cause it’s one of the key elements of these type of events.


Ale dość marudzenia. Mimo koszmarnego dźwięku i okropnej pogody bawiłam się świetnie i nie żałuję, że tam pojechałam. W końcu była to dla mnie pierwsza (i raczej jedyna, bo nie znoszę takiej muzyki) okazja do bycia na koncercie Davida Guetty i muszę przyznać, że skakanie w transie z kilkoma tysiącami innych ludzi do techno było ciekawym przeżyciem ;)


Okay, enough nagging. Despite the terrible sound and weather, I had a great time and I definitely don’t regret going there. After all, it was the first (and probably the last, cause I don’t like this kind of music) occasion to be on a concert of David Guetta and I have to admit that losing control and jumping with a couple of thousands of other people to techno music was an interesting experience ;)

Xo Xo
Anna

Sunday 20 July 2014

Summer in dresses



Wreszcie można poczuć w Polsce pełnię lata. Od kilku dni jest przepiękna pogoda, która zachęca do długich spacerów i pikników z przyjaciółmi.  J  Ponadto jest to świetna okazja do założenia naszej ulubionej części garderoby, czyli długich, zwiewnych sukienek i spódnic. Lato bez nich nie byłoby takie samo. Dzięki nim można się poczuć bardzo dziewczęco i lekko, a do tego są one super wygodne. Podczas naszego ostatniego spaceru po parku w Świerklańcu zrobiłyśmy kilka zdjęć naszych ulubionych sukienek.  
 
It seems that summer has  come to Poland for good! For the last few days the weather has been amazing. It’s perfect for long walks and picnics with friends. Good times J What’s more, it’s a really good opportunity to put on our favourite garment which is long, airy dresses and skirts. Summer Without them wouldn’t be the same. Thanks to them you can feel really girly and  delicate and at the same time they are super comfortable. During our recent trip to the park in Świerklaniec we took photos of our faves. 


dress: edc by Esprit

dress: H&M

dress: vintage

dress: Mango

dress: Solar

skirt: New Look

dress: Mango

dress: vintage

skirt: H&M


Have a nice weekend!
D&A

Tuesday 15 July 2014

Berlin


Mimo tego, że do Berlina mam tylko 500 km, dopiero niedawno udało mi się tam wybrać. Co prawda spędziłam tam tylko 3 dni, ale zdążyłam poczuć klimat miasta. Stolica Niemiec jest najbardziej rockowym/punkowym miejscem, jakie miałam okazję odwiedzić. Na każdym rogu można spotkać ludzi wyglądających jak muzycy zespołu rockowego, do tego ilość klubów z tego rodzaju muzyką jest powalająca. Gdy połączymy to z monumentalnymi, surowymi budowlami, niesamowitą sztuką uliczną i zaskakującymi modnymi butikami i kawiarniami otrzymamy mieszankę, która nigdzie indziej na świecie nie występuje. Z pewnością odwiedzę stolicę Niemiec jeszcze nie raz! 

Poniżej przedstawiam miejsca, które podbiły moje serce :)

Despite the fact that I live only 500 kilometres away from Berlin, it was few months ago that I managed to visit it for the first time. I spent there only 3 days but it was enough to get the spirit of the city. The capital of Germany is the most rock/punk place I have ever been to. You can meet potential rock stars on every corner and the number of clubs with this kind of music is overhelming. If you add to it monumental, raw buildings, unbelievable street art and surprising fashionable shops and cafes, you get a mixture that can happen only in Berlin. I believe it wasn’t my last visit to this amazing city!

Below  you will find places that got straight to my heart :)



  Brama Brandenburska

 
Historyczne miejsce, którego nie da się nie zobaczyć będąc w Berlinie. Brama robi wrażenie, ale mnie najbardziej urzekła atmosfera jaka panuje wokół niej, a szczególnie na alei Unter den Linden, która jest symbolem miasta i tętni życiem o każdej porze dnia i nocy. Można na niej spotkać zarówno rozentuzjazmowanych turystów jak i tłumy spieszących na zajęcia Niemieckich studentów. Znajduje się tam również kawiarnia Microsoft!
Brandenburg Gate
It’s impossible to miss that historical place when being in Berlin. The Gate is impressive but what really got to me was the atmosphere around it, especially on Unter den Linden Boulevard- the symbol of the city that is nonstop full of life. You can meet there not only enthusiastic tourists but also many German students rushing to their lectures. There’s also a Microsoft cafe there! 


Katedra



Idąc aleją Unter den Linden w kierunku Bramy Brandenburskiej warto zajrzeć do Katedry zbudowanej w latach 1894-1905 według planów architekta Juliusa Carla Raschdorffa z Pszczyny w stylu późnego, włoskiego renesansu. Z góry można podziwiać przepiękną panoramę miasta.



Cathedral 

While going through Unter den Linden Boulevard in the direction of Brandenburg Gate on your right side you’ll find the Cathedral. It was built in 1894-1905 and designed by Julius Carl Raschdorff from Pszczyna (in Poland). It has the late Italian Renaissance style. From the top of the building you can admire a beautiful view on Berlin. 


Mur Berliński

Miejscem, które dostarczyło mi wielu emocji jest Mur Berliński. Graffiti wykonane przez artystów z całego świata jest nie tylko symbolem stolicy, ale również w niebywały sposób odzwierciedla ducha Berlina i historię jego mieszkańców. Pokazuje on czym jest wolność i jak o nią walczyć. Śmiało mogę stwierdzić, że spacer wzdłuż Muru dał mi większą wiedzę niż niejedna lekcja historii. 




Berlin Wall

Berlin Wall is the place that got me very emotional. Graffiti made by artists from around the world is not only the next symbol of the city but it also reflects the spirit of Berlin and the history of its habitants in a remarkable way. It shows what freedom really is and how you should fight for it. For sure, I gained more knowledge during the walk around the Wall than during any history classes. 



Warschauer Strasse

Najbardziej imprezowa ulica w Berlinie znajduje się w dzielnicy Friedrichshain, niedaleko Muru Berlińskiego. Znajduje się tam kilkadziesiąt pubów, klubów i dyskotek, więc każda osoba znajdzie coś dla siebie. Co więcej, w dalszym ciągu nie jest to popularne miejsce wśród turystów, więc można tam poczuć atmosferę miasta i poznać wielu Berlińczyków.

Warschauer Strasse

The biggest party street in Berlin is placed in Friedrichshain district, near Berlin Wall. You can find there numerous pubs, clubs and discos so everyone can pick something interesting. What’s more, it’s still not popular among tourists so it’s easy to feel the atmosphere of the city and meet many Berliners. 




Kreuzberg

Kreuzberg jest moją ulubioną dzielnicą Berlina. Zdecydowanie jest to najbardziej „luźna” i kolorowa część miasta. Można tam spotkać wielu młodych Berlińczyków leniwie pijących kawę w uroczych małych kawiarenkach (ja trafiłam do San Remo, gdzie znajduje się najbardziej odjechana toaleta jaką w życiu widziałam!). Co ciekawe, cała dzielnica jest pokryta grafitti, które bardzo dobrze się komponuje z otoczeniem. Można powiedzieć, że sprawia wrażenie naturalnego, nieodłącznego elementu, bez którego Kreuzberg nie byłby taki sam.



Kreuzberg

Kreuzberg is my favourite district of Berlin. It’s definitely the coolest and most colourful part of the city. You can meet there hundreds of Berliners sipping coffee in small and charming cafes ( I ended up in San Remo - the place with the craziest toilets ever!). What’s interesting, the whole district is covered by graffiti that totally matches the surrounding. You can tell that it is a natural element of Kreuzberg without which it wouldn’t be the same. 




Mam nadzieję, że każdy z was kiedyś trafi do Berlina i odkryje to miejsce na swój sposób. Życzę wam tego z całego serca! :)
 
I hope that you will have the chance to visit Berlin and discover it in your own way. I wish it to all of you! :)


Cheers!
Dorota




Monday 14 July 2014

Lush Cosmetics

Pamiętacie, kiedy pojechałam do Barcelony i przywiozłam z niej różne pamiątki, między innymi te cudowności marki Lush ? Dziś opowiem Wam o nich, i o samej marce, nieco więcej.
Lush jest Brytyjską firmą, która pojawiła się na rynku w 1994 roku, ale pod swoją obecną nazwą istnieje od 1995. Obecnie jej kosmetyki sprzedawane są w ponad 830 sklepach znajdujących się w 51 krajach na całym świecie. Produkuje ona mydła, szampony, żele pod prysznic, toniki, kremy nawilżające, peelingi, maseczki i inne kosmetyki do twarzy, włosów i ciała. Do wyrobu tych produktów używa jedynie wegetariańskich i wegańskich składników (owoców i warzyw, olejków eterycznych, składników syntetycznych, miodu i wosku pszczelego). Kosmetyki firmy Lush są w 83% wegańskie i w 60% bez konserwantów. Marka nie używa tłuszczów zwierzęcych, jest przeciwko testom na zwierzętach (produkty testuje na wolontariuszach), a także wspiera takie organizacje takie jak Sea Shepherd, czy UKuncut.
Jest ona łatwo rozpoznawalna dzięki swoim charakterystycznym czarnym pojemnikom i prostym białym napisom, jak również nalepkom z podobiznami osób, które stworzyły dany produkt.



Remember when I went to Barcelona and brought some souvenirs along with these Lush goodies? Today I’m going to tell you more about them and the brand itself.
Lush is a company headquartered in the UK. It exists since 1994 but adopted its current name a year later. It has now 830 stores in 51 countries all over the world. It’s known for producing soaps, shampoos, shower gels, lotions, moisturizers, scrubs, masks and other cosmetics for the face, hair, and body and uses only vegetarian and vegan recipes (it uses fruit and vegetables, essential oils, synthetic ingredients, honey and beeswax in their products). Lush cosmetics are 83% vegan and 60% preservative-free. The brand doesn’t use animal fats in their products, is against animal testing (performs tests with volunteers instead) and is a supporter of  animal rights operations including Sea Shepherd as well as anti-tax avoidance grouping UKuncut.
The brand’s easily recognized thanks to its characteristic recyclable black pots and simple white inscriptions as well as stickers of the actual creators of the product being sold.


W Barcelonie kupiłam RO’S ARGAN Body Conditioner. W jego skład wchodzi olejek arganowy (znany ze swoich właściwości odmładzających, bogaty w witaminę E i ważne kwasy tłuszczowe), orzech brazylijski, olejek migdałowy oraz masła: kakaowe, shea i cupuaçu. Po każdym użyciu kosmetyk ten pozostawia moją skórę gładką i promienną. Jako prezent dostałam peeling cukrowy i dezodorant, z których również jestem bardzo zadowolona.
What I bought in Barcelona was RO’S ARGAN Body Conditioner. It’s composed of argan oil, (which has anti-ageing properties being rich in vitamin E and essential fatty acids), brazil nut and almond oils as well as cocoa, shea and cupuaçu butters. After each use, it leaves my skin smooth and radiant. As a present I got a sugar scrub and a deodorant, both of which I’m very satisfied with.



Polecam markę Lush wszystkim, którzy szukają produktów o wysokiej jakości, chcąc by jednocześnie pozostawały one przyjazne środowisku. Niestety nie otworzyła ona jeszcze swoich sklepów w Polsce, ale mam nadzieję, że stanie się to niedługo.
I highly recommend it to everybody who looks for high quality products and at the same time wants them to be eco-friendly. Unfortunately, Lush hasn’t opened any shops in Poland yet but it’ll hopefully happen soon.

Have a great week!
Xo, Xo, Anna