W tym roku przypadkiem udało mi się pojechać na Orange Warsaw Festival. Miałam
zupełnie inne plany, ale grał na nim zespół Limp Bizkit, który mimo wszelkich
kontrowersji jest dla mnie niezwykle ważny i dlatego ostatecznie stwierdziłam,
że muszę tam być. Opłaciło się, bo dopchałam się do pierwszego rzędu, a Fred
stał mi prawie na ręce śpiewając w tłumie.
This year I
accidentally managed to go to Orange Warsaw Festival. My plans were completely
different but Limp Bizkit played on it and because of the fact that, despite
all the controversies, the band’s extremely important to me, I decided that I
had to be there. It was definitely worth it cause I managed to get to the first
row and Fred almost stood on my palm while singing in the crowd.
Porównując OWF z innymi festiwalami, na których
byłam, mam mieszane uczucia. Bardzo podobała mi się ogromna ilość punktów
gastronomicznych oferujących najróżniejsze potrawy (tysiąc rodzajów
hamburgerów, naleśniki z karmelem, dania wegetariańskie, meksykańskie, polskie
i inne), punktów promujących lokalne sklepy odzieżowe i galerie, a także
mnóstwo atrakcji takich jak silent disco.
Było tego wszystkiego tak wiele, że tak naprawdę nie idąc na żaden koncert
można było się nieźle bawić. Jednakże merchandise i catering to nie wszystko.
Festiwal odbywał się na Stadionie Narodowym, co dla mnie jest paranoją, bo
zabija istotę festiwali, które z natury swojej powinny odbywać się na otwartym
terenie. Z tego powodu atmosfera była nie do końca taka jak być powinna,
brakowało namiotów, jakiejś wody, trawy i takiego cudownego poczucia luzu i
wolności. Było za to ciasno i betonowo. Ale powiedzmy, że mogę to zaakceptować.
Stadion trzeba jakoś utrzymać, więc muszą organizować tam jak najwięcej imprez.
To, co było największym problemem to nagłośnienie. Na koncercie Limp Bizkit
basy były tak mocne, że skakała mi całą klatka piersiowa (oczywiście stałam
metr przed głośnikiem) i momentami nie słyszałam ani wokalu ani perkusji. Jeśli
chodzi natomiast o koncerty odbywające się na samym stadionie (na którym z tej
okazji postanowiono zamknąć dach), to dźwięk się tak koszmarnie rozchodził, że
na trybunach nic praktycznie nie było słychać. Na takich grupach jak 1975 (nie
powinnam tego pisać, ale wygrywają dla mnie konkurs na najgorszy zespół świata)
mi to nie przeszkadzało, ale już koncertów Outkastu i Milesa Kane’a chciałabym
wysłuchać w normalnych warunkach. O problemach z nagłośnieniem słyszy się przy
okazji każdej edycji, więc wydaje mi się, ze najwyższa pora, żeby organizatorzy
bardziej o to zadbali, gdyż jakby nie było, jest to jeden z najważniejszych
elementów organizacji tego typu imprez.
When I compare Orange Warsaw Festival with other events of this kind
I’ve been to, I have mixed feelings. I loved the huge number of stands with
food offering everything you could think of (from a hundred types of
hamburgers, through pancakes with caramel, to vegetarian, Mexican and Polish
dishes), stands promoting local clothes’ brands as well as galleries and
numerous attractions like the silent disco. There was so much of
everything that you really didn’t have to attend any concerts to enjoy
yourself. However, merchandise and catering are not enough. The festival took
place on a national stadium, which for me is a shitty thing cause it kills the
spirit of this kind of events which should, in my opinion, be always organized
in an open space. Because of that, the atmosphere wasn’t really the way it
should have been, there were no tents, there was no water or grass and you
couldn’t sense this amazing feeling of mellowness and freedom. Instead, there
were concrete and people all over the place. But okay, let’s say that I can
accept all this. The stadium needs money so as many events as possible have to
be organized there. The real problem was the sound system. During the Limp
Bizkit concert, the bass was so heavy that my chest was literally jumping (I
obviously stood in front of the loud speaker) and from time to time I couldn’t
even hear vocals or drums. When it comes to concerts which took place on the
stadium itself (the organisers decided to close the roof for the occasion), the
sound reverberated in such a way that it was impossible to hear anything on
tribunes. It didn’t bother me during concerts of bands like 1975 (I probably
shouldn’t write it but for me they’re the worst band of the year, terrible,
just terrible), but I definitely wanted to listen to Outkast and Miles Kane in
normal conditions. You can hear about the problems with the sound system every
year so I guess it’s high time the organisers did something with it cause it’s
one of the key elements of these type of events.
Ale dość marudzenia. Mimo koszmarnego dźwięku i okropnej pogody bawiłam się
świetnie i nie żałuję, że tam pojechałam. W końcu była to dla mnie pierwsza (i
raczej jedyna, bo nie znoszę takiej muzyki) okazja do bycia na koncercie Davida
Guetty i muszę przyznać, że skakanie w transie z kilkoma tysiącami innych ludzi
do techno było ciekawym przeżyciem ;)
Okay, enough nagging. Despite the terrible sound and weather, I had a great time and I definitely don’t regret going there. After all, it was the first (and probably the last, cause I don’t like this kind of music) occasion to be on a concert of David Guetta and I have to admit that losing control and jumping with a couple of thousands of other people to techno music was an interesting experience ;)
Xo Xo
Anna
No comments:
Post a Comment